Na wschód od dzisiaj

Na wschód od dzisiaj

  • Zaczęło się od snu, czy przypomnienia niezidentyfikowanego obrazka: ziemiste umarłe liście fruwają nad kępami cudownie świeżych śnieguliczek. Wmawiałam sobie, że to było pod faszyną na lewo od ganku. Tworzył ją gąszcz nagich bzów, krategusów i złotego des
41,99 zł
brutto / szt.
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: / szt.
Cena regularna: / szt.
z
Dostępny
Dostępny
14 dni na łatwy zwrot
Ten produkt nie jest dostępny w sklepie stacjonarnym
Bezpieczne zakupy
Odroczone płatności. Kup teraz, zapłać później, jeżeli nie zwrócisz
Kup teraz, zapłać później - 4 kroki
Przy wyborze formy płatności, wybierz PayPo.PayPo - kup teraz, zapłać za 30 dni
PayPo opłaci twój rachunek w sklepie.
Na stronie PayPo sprawdź swoje dane i podaj pesel.
Po otrzymaniu zakupów decydujesz co ci pasuje, a co nie. Możesz zwrócić część albo całość zamówienia - wtedy zmniejszy się też kwota do zapłaty PayPo.
W ciągu 30 dni od zakupu płacisz PayPo za swoje zakupy bez żadnych dodatkowych kosztów. Jeśli chcesz, rozkładasz swoją płatność na raty.

Opis produktu

Zaczęło się od snu, czy przypomnienia niezidentyfikowanego obrazka: ziemiste umarłe liście fruwają nad kępami cudownie świeżych śnieguliczek. Wmawiałam sobie, że to było pod faszyną na lewo od ganku. Tworzył ją gąszcz nagich bzów, krategusów i złotego deszczu. Pisałam do cioci z prośbą o potwierdzenie i dalsze szczegóły w sprawie kulistego bukszpanu, w którym - uniesiona za łokcie - po raz pierwszy zobaczyłam ptasie gniazdko. Jej odpowiedź przyszła kiedy już sprzedawano z koszów konwalie. Składała się z zaklęć, żebym pod koniec roku szkolnego przykładała się do nauki. Budziłam się rano, biegłam do parków, spóźniałam do szkoły albo wagarowałam z pierwszej lekcji, we wnęce na schodach wypisywałam sobie usprawiedliwienie w dzienniczku, fałszując podpis babki, potem kilka godzin napięcia: odrabianie zadań na pauzach i wertowanie ukrytych pod pulpitem podręczników, wreszcie ostatni dzwonek, wrzask, wyścigi do szatni, tumult przy szaragach, tupot z dwóch pięter w dół, krzyki w bramie - z kurzem w gardle, zapachem obuwia w nosie, kłuciem w spojówkach i bólem głowy wykręcałam w boczną uliczkę, wypijałam na stojąco pół litra mleka przy marmurowej białej ladzie, zagryzałam bez apetytu bułką, zerkając w podłużne lustro nad okładziną z białych kafli. Było w nim także biało, poza tym ja i trochę trocin. Starałam się wymyślić jakąś syntezę dla tej biało-smętnej sytuacji np. ,,Zośka czyli śmierć w twarogu", i - morzyła mnie senność. Zostawiałam więc teczkę w mleczarni (jej właścicielka znała, jak ja, wszystkie stare filmy z Pat i Patachonem) i wędrowałam w sny na jawie. Najpierw przez ten plac z kawiarniami i Wielością rzeczywistości odłożoną dla mnie w bibliotece, następnie w jakimkolwiek kierunku. W dół, przez stare miasto do rzeki, przez most na spotkanie dobrej pani w żałobie, co mnie zatrzymuje, bo jestem uderzająco podobna do jej zmarłej córki, która także - muszę ją w tym momencie podtrzymać, bo aż się zachwiała - miała na imię Zofia, Zosia, Zosieńka...; dalej nie zablokowaną uliczką na zapleczu zamkniętych jeszcze przystani wioślarskich i plaż, rozważając, że mogłaby mnie nawet zaadoptować, chociaż stawiam warunek podwójnego nazwiska. Mogłabym się o tej porze do woli wysypiać, we własnym pokoju, który przyjemnie było meblować w różnego kształtu tapczany, sofki i foteliki, schodząc ku podmokłej grobli... Albo ciągnęłam w przeciwnym kierunku, także za miasto, przez dzielnice masywnej secesji, która podobała mi się o wiele więcej, niż renesansowy ścisk dolnego miasta. Wyobrażałam sobie, że ciemne kamienice z dzikim winem, pnącym się po skaleniach aż po baniaste hełmy nad narożnymi wykuszami, przypominają średniowieczne zamki, a ja z zadartymi noskami moich ciżemek - wędrownego minstrela. Pokusą były ławki w słońcu. Co jednak będzie, jeśli na dobre usnę? Co będzie, jeśli mnie kto przyłapie w pozycji włóczęgi? W tym mieście tylko lwy zdawały mi się sprzyjać. Więc, zdecydowana na śmierć z wyczerpania, brnęłam przez osypane klonowym okwiatem sahary, byłam błąkającą się duszą czyśćcową, wreszcie w ogóle złudzeniem, że jestem.
Barbara Toporska

Autorzy: Barbara Toporska
EAN: 9780907652663
Format: 13,5x20,5 cm
Ilość stron: 188
ISBN: 9780907652663
Oprawa: twarda
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Kontra
Marka
Symbol
95968
Kod producenta
9780907652663
Potrzebujesz pomocy? Masz pytania?Zadaj pytanie a my odpowiemy niezwłocznie, najciekawsze pytania i odpowiedzi publikując dla innych.
Zapytaj o produkt
Jeżeli powyższy opis jest dla Ciebie niewystarczający, prześlij nam swoje pytanie odnośnie tego produktu. Postaramy się odpowiedzieć tak szybko jak tylko będzie to możliwe. Dane są przetwarzane zgodnie z polityką prywatności. Przesyłając je, akceptujesz jej postanowienia.
Napisz swoją opinię
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką dotyczącą cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.
Zamknij
pixel